Znicz Basket pokonał Pyrę Poznań |
|
|
1. kolejka I ligi koszykarzy. Uznawany za faworyta Znicz Basket Pruszków zawiódł i po emocjonującej końcówce zaledwie dwoma punktami pokonał Pyrę Poznań. Decydującego kosza zdobył dwie sekundy przed końcem Jacek Rybczyński.
Osiem sekund przed końcem meczu w Pruszkowie, przy stanie 66:66, Dominik Czubek rozpoczął decydującą akcję. Podał do Rybczyńskiego, który zrobił dwa kozły i oddał rzut z pięciu metrów. Na nieco ponad dwie sekundy przed końcem piłka wpadła do kosza. Rywale w ostatniej akcji spudłowali.
- Miałem rzucać ja, albo Dominik - mówił po meczu Rybczyński. - Padło na mnie i cóż mogę dodać? To był mój normalny rzut - dodał 35-letni rozgrywający, który do tej akcji grał bardzo słabo (2/7 z gry, cztery faule, trzy straty i tylko jedna asysta). - Grałem źle, zakozłowałem sobie w nogę, dałem się zablokować przy rzucie za trzy... - krzywił się po meczu Rybczyński.
Do przerwy Znicz przegrywał 26:36 i prezentował się fatalnie. - To psychika. Siadła i u weteranów i u młodych - tłumaczył po meczu trener Krzysztof Żolik. - To był trudny mecz - inauguracja, tłum kibiców, byliśmy trochę sparaliżowani - wtórował trenerowi Rybczyński.
Na trzecią kwartę gospodarze wyszli jednak odmienieni. Dość szybko odrobili straty, a potem wyszli na prowadzenie - w 29. minucie było już nawet 55:47. Co Żolik powiedział zawodnikom w szatni? - Mocnych słów nie było. Uznałem, że w takiej chwili zawodników trzeba przede wszystkim uspokoić. Powiedziałem chłopakom: zacznijcie grać normalnie - relacjonował trener.
- W trzeciej kwarcie postawiłem na opcję "rzucającą", z trzema zawodnikami obwodowymi. Trafiłem wreszcie w ustawienie Czubek - Sulima - Matuszewski i nasza gra zaczęła być podobna do koszykówki - mówił Żolik. Spośród tych trzech zawodników sygnał do ataku dał Matuszewski. Rezerwowy skrzydłowy (w sumie dziewięć punktów, pięć przechwytów i cztery asysty) zagrał bez kompleksów, nieźle bronił i odważnie atakował. Poderwał zespół, a po nim do gry włączył się Kamil Sulima (trzy rzuty za trzy) i Dominik Czubek (jak zwykle trafiał w najważniejszych momentach).
Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty przewaga Znicza spadła z ośmiu do jednego punktu (55:54 w 31. minucie), a siedem minut później prowadziła już Pyra (64:61). Gospodarze nie potrafili upilnować Piotra Janowicza (11 punktów) i Tomasza Dąbrowskiego (13 pkt.).
Dwie minuty przed końcem na 64:64 wyrównał rzutem za trzy Czubek. Potem dwa rzuty wolne trafił Dąbrowski i po nieskutecznym ataku Znicza, goście mieli dwa punkty przewagi i piłkę na 1.13 min. przed końcem. Wtedy jednak błąd popełnił Janowicz, który przez dziewięć sekund wyprowadzał piłkę z własnej połowy (przepisy dopuszczają osiem sekund). - Szkoda tego błędu, to był decydujący moment meczu - mówił po spotkaniu trener Pyry Jarosław Marcinkowski.
W następnej akcji faulowany Czubek wykorzystał dwa osobiste. A kilkadziesiąt sekund później decydującego kosza zdobył Rybczyński...
- To nie sztuka wygrywać, kiedy gra się dobrze. My graliśmy słabo, ale udało nam się zwyciężyć - podsumował Rybczyński. - Jestem zachwycony, że wygraliśmy. Pomimo podłej gry i słabej psychiki - dodał Żolik.
Znicz Basket Pruszków - Pyra Poznań 68:66
KWARTY: 13:20, 13:16, 29:14, 13:16.
ZNICZ: Czubek 22 (5), Rybczyński 8 (1), Dryja 6, Leśniak 4, Wołoszyn 2 oraz Sulima 11 (3), Matuszewski 9 (1), Bochenek 4, Tomaszewski 2. |